USB C – Nowoczesna ładowarka MacBooka

USB-typu-C

Zaraz Wam wytłumaczę ten nieco przydługi tytuł. Otóż kupiłam niedawno MacBooka Pro 13 (tego z końcówki 2016 roku), w którym jedynym znanym mi z praktyki gniazdem było gniazdo słuchawkowe 3,5 mm  Nie że jestem taka głupia i kupiłam sprzęt bez sprawdzania, co ma w środku (a właściwie w tym przypadku – na zewnątrz). Ale lubię po prostu, kiedy świat idzie do przodu. Gdyby nie szedł, nadal wkładałabym do komputera dyskietkę i pisała teksty w TAG-u 😉 Teksty do gazety, a nie na bloga, bo nie byłoby bloga, a Internet byłby dla nielicznych, których stać na modem i połączenie przez TP SA 

Ograniczenia tylko pozorne

Za chwilę, tak jak o dyskietkach czy braku powszechnego dostępu do Internetu, zapomnimy też o powszechnym obecnie USB 3.0. Kiedy Apple planował takie zmiany w MacBookach, w internetach wszczęto alarm, że chce „ogołocić” sprzęt, a o samym sprzęcie mówi się, że jest „kontrowersyjny”. Prawda jest taka, że mój nowy Mac nie wygląda na ogołocony, nie widzę w nim żadnej kontrowersji, lubię jego duży gładzik, a Touch Bar to moja nowa elektroniczna miłość 😉 No jak w ogóle ten „ogołocony i kontrowersyjny” sprzęt jak dotąd świetnie sobie radzi. I ja świetnie radzę sobie z nim. Np. przestałam być ograniczona złączem ładowarki i jego umiejscowieniem, bo nie dość, że mogę ją podłączyć do któregokolwiek portu USB C, to jeszcze pozbyłam się kłopotliwego złącza MagSafe. Co więcej, przez to, że USB C jeszcze nie jest tak rozpowszechnione jak 3.0 i 3.1, nowy sprzęt zmusza mnie do rozwoju – np. częstszego korzystania z chmury, współdzielenia plików itd. No i oczywiście, już zamówiłam już sobie pendrive’a USB C. Patrzę w przyszłość!

uniwersalna ładowarka USBC

USB C – port przyszłości

Ok, no to może wreszcie powiem Wam, o co chodzi z tym USB C i dlaczego jest lepsze od poprzedniego i dlaczego – jak mi się wydaje – Apple się zdecydował na port Thunderbolt 3 i dlaczego np. w moim MacBooku jest ich aż cztery.

Generalnie w elektronice (i nie tylko) chodzi ludziom o to, żeby sobie życie ułatwiać, a nie utrudniać. Jednym z takich urządzeń ułatwiających życie jest Uniwersal Serial Bus (USB), czyli uniwersalna magistrala szeregowa, którą w 1998 r. stworzyły wspólnie firmy Microsoft, Intel, IBM, Compaq i DEC. Port ten pozwala na podłączenie do komputera wielu przeróżnych urządzeń – nie tylko klawiatur (co już było rewolucyjne, gdy zniknęło upierdliwe złącze DIN), ale też aparatów fotograficznych czy smartfonów (i ich jednoczesne ładowanie!). Co więcej, jest to port niemal całkowicie bezobsługowy. Wystarczy wetknąć dysk USB, a sprzęt sam go wykryje i poda nam menu, z którego wybierzemy, co chcemy zrobić. Jeśli trzeba, zainstaluje też odpowiednie sterowniki. Dziś już nie myślimy o tym, jak mocno nam to ułatwiło życie. Po prostu korzystamy.

Jedno złącze – wiele możliwości

USB jednak nieustannie się rozwija. Pierwsza wersja 1.1 umożliwiała przesyłanie danych z prędkościami 12 Mbit/s (1,5 MB/s) oraz 1,5 Mbit/s (0,19 MB/s). Druga – wersja 2.0 – osiągała już prędkości dochodzące do 480 Mbit/s, tj. około 60 MB/s. Wersja 3.0 dawała prędkości rzędu 5 Gbit/s. Cztery lata temu pojawiła się stosowana obecnie coraz powszechniejsza wersja USB 3.1, której maksymalna prędkość to już 10 Gbit/s. Istotną innowacją w tej wersji jest to, że oprócz znanych nam wtyczek typu A i B, oferuje także wtyczkę typu C. Jest ona trzy razy mniejsza, a co ważniejsze, możemy ją włożyć dowolną stroną.

Wracając do mojego MacBooka – ma on cztery porty Thunderbolt 3. Dzięki nim mogę jednocześnie m.in.:

– ładować komputer

– udostępniać zasilanie na zewnątrz, np. ładować iPhone’a

– przesyłać dane między komputerem i innymi urządzeniami

– podłączać wyjściowy sygnał wideo, np. HDMI, VGA, DisplayPort (chociaż to jeszcze wymaga użycia przejściówki, ale liczę, że już niedługo)

Do USB C jeszcze wrócę. Ale na koniec konkluzja co do przyszłości w tej dziedzinie. Otóż jedno USB tego typu zastąpi nie tylko stare USB, ale też porty AC i HDMI. I czy nie jest to ułatwianie życia?